Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi athena z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 21545.51 kilometrów w tym 205.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy athena.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

z BS

Dystans całkowity:765.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:37:33
Średnia prędkość:20.40 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:127.65 km i 6h 15m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
129.57 km 0.00 km teren
06:47 h 19.10 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:rumak

Wycieczka do Brenia - dzień 2 (powrót)

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 4


W4SW

Kiedy wróciłam z kościoła Misiacz stale był w szale pakowania i upinania sakw. Cała ekipa czekała na mnie, byśmy wspólnie zjedli śniadanko i wyruszyli w drogę. Teraz to my zaczęliśmy wrzucać ostatnie klamoty do sakw. Pożegnaliśmy się z Hanią i psami, podziękowaliśmy za gościnę, a następnie ruszyliśmy w pogoń za Basią, która wyruszyła chwilę przed nami. Dzisiaj było dość chłodno, a wiatr był naszym przeciwnikiem. Szczególnie dało się to odczuć na niezalesionych odcinkach. Za to nie zanosiło się na opady deszczu, a pod koniec wycieczki nawet słońce pokazało swoje promienie. Jechało mi się stosunkowo dobrze, choć miałam małego lenia w sobie. Dla mnie ta wyprawa to też był test. Nigdy jeszcze nie miałam okazji pokonać takiego dystansu dzień po dniu, a tym bardziej z sakwami (lekkimi, ale za to szarpanymi przez wiaterek).

Wracamy do domu © Odysseus


W drodze powrotnej kilkakrotnie rozdzielaliśmy się, by co jakiś czas łączyć się i dalej kręcić wspólnie.

Misiacz goni peleton © Odysseus


Gdzieś między Raduniem i Choszcznem © Odysseus


Kościół w Raduniu © Odysseus


Okolice Choszczna © Odysseus


Droga powrotna przebiegała w pierwszej części nieco inaczej niż dnia poprzedniego, a na jej trasie tym razem nie napotkaliśmy jakichkolwiek przeszkód, ani przygód.

Sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Choszcznie © Odysseus


Koza choszczeńska © Odysseus


Pola za Piasecznikiem © Odysseus


Kościół w Rzeplinie © Odysseus


Tablica przy Krzyżu Prośby © Odysseus


Krzyż Prośby w pobliżu Krępcewa © Odysseus


Między Radziszewem i Krępcewem © Odysseus


Okolice Radziszewa © Odysseus


Prezes Marian Ilnicki © Odysseus


Przy zabudowaniach młyńskich w Kluczewie © Odysseus


Ścieżka rowerowa na obrzeżach Stargardu Szczecińskiego © Odysseus


Okolice Skalina © Odysseus


Nad Miedwiem urządziliśmy sobie nieco dłuższy postój. Było mi to bardzo na rękę, bo odczuwałam potrzebę rozprostowania kości. Jako, że nie było ani ciepło, ani zbyt słonecznie, za swoje legowisko wybrałam ławeczkę. Mój wypoczynek umilały występy naszych mężczyzn pląsających w rytmie ludowej muzyki dochodzącej z amfiteatru ;)))

Nad jeziorem Miedwie w Morzyczynie © Odysseus


Po regeneracji wjechaliśmy na znany nam z poprzedniego dnia wyprawy szlak. Przed nami na sam deser zostały jeszcze liczne podjazdy, które o dziwo nie sprawiły mi większych trudności.

W drodze do Kołbacza © Odysseus


Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze w Kołowie © Odysseus


W okolicy Kołowa © Odysseus


Z Misiaczami pożegnaliśmy się na Autostradzie Poznańskiej, bo tam rozchodziły się nasze drogi do domów.

Panorama Szczecina z Autostrady Poznańskiej © Odysseus


Jeszcze raz dziękujemy Wam, kochani Misiacze za podzielenie się z nami magicznym miejscem, jakim jest lokum u Hani, za przesympatyczne towarzystwo i wspólną jazdę. Gratulujemy Basi wzrastającej z dnia na dzień formy i życzymy ustanawiania swoich kolejnych rekordów w czasie wypraw rowerowych i nie tylko (choć to akurat jest rzecz drugorzędna, niemniej jednak bardzo radująca ustanawiającego). Wnioski z wyprawy – wielki niedosyt, że zabrakło czasu na objechanie okolicy, w zw. z czym musimy tam powrócić! :)))))))
Kategoria z BS, wycieczki


Dane wyjazdu:
144.14 km 0.00 km teren
07:54 h 18.25 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:rumak

Wycieczka do Brenia - dzień 1

Sobota, 27 sierpnia 2011 · dodano: 30.08.2011 | Komentarze 6


W4SW

Po zaproszeniu nas, czyli mnie i Marka, do gospodarstwa agroturystycznego prowadzonego przez dobrą znajomą Misiacza, Hanię, oraz po przeczytaniu relacji na blogu Pawła o wyprawie do i z Brenia już od dłuższego czasu planowaliśmy wypad w tamte strony. W końcu nadszedł ten weekend, kiedy zarówno Misiaczom, jak i Grekom (spodobała nam się ksywka, którą nadali nam Misiacze) zgrały się nasze terminy, a i prognozy pogody były dość obiecujące. Strat zaplanowaliśmy o godzinie 7 rano z pętli tramwajowej na Pomorzanach. Jako, że nie są to nasze rejony, nie mieliśmy pewności, czy przyjechaliśmy na właściwe miejsce, bo zbliżała się umówiona godzina spotkania, a Basi i Pawła ani widu, ani słychu. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy za kilka chwil pojawili się między domami. To miała być nasza pierwsza wycieczka w takim składzie, bo z Basią jeszcze nie mieliśmy okazji rowerować, choć już kiedyś zdążyliśmy się osobiście poznać. Spore wrażenie zrobiły na nas gigantyczne sakwy zamontowane do roweru Pawła, wyglądał prawie jak motocyklista ;)) Jeszcze nie zdążyliśmy wyruszyć w drogę, gdy niespodziewanie pojawili się kolejni znajomi-rowerzyści, tj. Gadbagienny-Jarek z małżonką. Po krótkiej pogawędce ruszyliśmy na nasz szlak. Przez pierwszy pomorzański odcinek prowadzili nas Gadzikowie, którzy otworzyli klapę od bagażnika swojego auta robiąc nam tunel ;)) Jeszcze tylko krótki postój na nałożenie łańcucha w Pawła rowerze (rowerek dopiero odebrany z serwisu i chyba jeszcze nie do końca ułożony) i skrótem pomknęliśmy do Autostrady Poznańskiej.

Misiacz reperuje maszynę © Odysseus


W Podjuchach rozdzieliliśmy się na 2 ekipy, my woleliśmy uniknąć bruku i pojechaliśmy koło hotelu Panorama a z Misiaczami spotkaliśmy się w tym samym momencie w miejscy skrzyżowania się naszych dróg. Przez Góry Bukowe każdy jechał w wybranym przez siebie tempie.

Czekamy na resztę drużyny © Odysseus


Basia i Paweł Misiaczowie pną się pod górę © Odysseus


Po wyjechaniu z lasu okazało się, że słońce skryło się za jakąś mglistą zasłoną i zrobiło się trochę ponuro. Nie traciliśmy jednak optymizmu, bo zgodnie z kilkoma prognozami pogody dziś nie powinno być opadów. Kręciło się sympatycznie w turystycznym tempie, co jakiś czas robiliśmy krótkie przerwy na posiłki, rozprostowanie kości czy zrobienie fotki.

Trzy czwarte ekipy © Odysseus


Misiacz jedzie © Odysseus


Na chwilę przystanęliśmy w Kluczewie, aby uwiecznić na zdjęciach dawny młyn i okoliczne zabudowania o specyficznym klimacie.

Młyn w Kluczewie niedaleko Stargardu Szczecińskiego © Odysseus


Rusz się głupi ośle! © Odysseus


Młyn w Kluczewie © Odysseus


Kluczewskie gryfy © Odysseus


Dużą ciekawostką turystyczną było dla nas Witkowo z licznymi tablicami reklamowymi Agrofirmy, o czym szczegółowo można przeczytać u Misiacza. Urozmaiceniem naszej trasy był także remont drogi w Kolinie. Tablice z informacją o braku przejazdu oraz o objeździe widzieliśmy dużo wcześniej. Wspólnie jednak zdecydowaliśmy się zaryzykować i spróbować przeprawić się przez plac budowy. Miny nam nieco zrzedły, kiedy zobaczyliśmy, że remont w pierwszej części dotyczy mostu, po którym przejść, ani przejechać się nie da. Budowlańcy byli jednak na tyle uprzejmi, że pozwolili nam przeprawić się po szynie, po której oni przemieszczali się z jednego brzegu na drugi. Później jeszcze czekało nas trochę piachu na odcinku budowy nowej drogi, przejście między pracującą koparką a jej ramieniem oraz hałda piachu, którą Marek zaplanował pokonać na rowerze, ale z racji miękkiego podłoża na chwilę straciliśmy go z oczu, bo musiał podeprzeć się nogą i sakwą ;) Dalsza trasa przebiegała już bez większych niespodzianek, może za wyjątkiem deszczu, którego miało nie być, a który dogonił nas kawałek za Dolicami. Z każdą minutą jego intensywność narastała, zaś nasze kurteczki zaczęły być mokre od środka. Na chwilę schroniliśmy się pod wiatą we wsi Brzezina.

Czerwone Kapturki i Sierotka Athena © Odysseus


Obserwacja ponurego nieba nie dawała jednak nadziei na szybkie przejaśnienie. Do Pełczyc, w których zaproponowałam odwiedzić znaną mi klimatyczną pizzerię PICER zostało ok. 10 km. Mimo deszczu zdecydowaliśmy się wyruszyć, bo tam można będzie się się ogrzać ciepłym posiłkiem, a może nawet wysuszyć. Przemoczeni i zziębnięci dotarliśmy do knajpki.

Stajnia rowerowa na zapleczu pizzerii ;) © Odysseus


Bardzo chętnie zawsze tam wracam, bo oprócz pysznego jedzonka, można nacieszyć oczy niepowtarzalnym wystrojem wnętrza w bibeloty z minionych lat. Najbardziej lubię pomieszczenie, w którym znajdował się nasz stolik, a w którym zapoznać się można z przepięknie ilustrowaną korespondencją umieszczoną jako obrazki na ścianie. Jej autor, Zygmunt Ślizień, pisał do żony na przełomie XIX i XX wieku z dalekiej Rosji, a listy ozdabiał własnoręcznymi rysunkami.

Pizzeria Picer w Pełczycach © Odysseus


Wnętrze pizzerii Picer w Pełczycach © Odysseus


Wnętrze pizzerii w Pełczycach © Odysseus


Czas na jedzonku i miłej pogawędce miło nam upływał, ale do Brenia zostało nam jeszcze ok. 40 km, poza tym w planie było jeszcze zwiedzanie pozostałości po Cystersach w Bierzwniku. Najedzeni, wysuszeni, lekko ospali ruszyliśmy dalej. Nawet przestało już padać:) Zgodnie z planem zatrzymaliśmy się jeszcze na mało zwiedzanko opactwa, a później już jechaliśmy prosto do celu.

Kościół pw. Matki Boskiej Szkaplerznej w Bierzwniku © Odysseus


W Breniu zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepiku w celu zakupu pewnych drobiazgów, później poprosiłam o podjechanie pod kościół, bo chciałam sprawdzić godziny niedzielnych Mszy Świętych, następnie Misiacze poprowadzili nas do zabytkowego kamiennego drogowskazu, którego niestety Marek nie uwiecznił na fotce, a za kilka chwil byliśmy już na wspaniałej posesji u sławnej Hani, która bardzo serdecznie nas przyjęła.

Dom Hani w Breniu © Odysseus


Serdecznie przyjęły nas także dwie wielkie psice, które okazały się smakoszkami surowej papryki, a dzięki której m.in. udało nam się wkupić w ich łaski. Do odjazdu nie odstępowały nas, ale szczególnym uczuciem obdarzały Pawła (starą miłość) oraz Marka (nową miłość). Wieczorem pojawił się także czarny kot, który upodobał sobie kolana Marka, a przez którego Paweł zaczął ronić łzy.

Soja i Selma © Odysseus


Wielkie, pozytywne wrażenie zrobiło na nas nasze lokum i jego Gospodyni, bo wcześniej oglądane zdjęcia nie przekazały klimatu panującego w tym domu. Opisać tego chyba też się nie da, trzeba po prostu zostać tam zaproszonym, by przekonać się na własne oczy.

Na piętrze u Hani w Breniu © Odysseus


Po rozpakowaniu się, toalecie gromadą zeszliśmy na przygotowany na werandzie przez Hanię posiłek. I tak przy świecach, jedzonku, winku i piwku miło upłynął nam czas do późnego wieczoru. Przyjemnie było siedząc pod daszkiem obserwować pojawiające się w oddali błyskawice na niebie oraz słuchać kropli deszczu uderzających w dach.

Wieczorna biesiada w Breniu © Odysseus
Kategoria z BS, wycieczki


Dane wyjazdu:
162.82 km 0.00 km teren
07:28 h 21.81 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:rumak

Z Kostrzyna do Szczecina

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 7

Cykloza w mojej rodzinie coraz bardziej się pogłębia. Ostatnio śmialiśmy się, że nie jest z nami aż tak źle, bo w sobotę wstajemy tak samo, jak od poniedziałku do piątku. Zaczniemy się niepokoić, gdy z powodu wycieczek rowerowych będziemy zrywali się przed 5.45 i właśnie w tą sobotę to się stało. Budzik zadryndał o 4.30. Żadne z nas nawet nie pomyślało, żeby odpuścić i spać dalej. W szampańskich humorach szykowaliśmy się do wycieczki. Pociąg odjeżdżał o 6.16. Na peronie spotkaliśmy Krzyśka, który w piątek zdecydował się jechać z nami. Po małej awanturze z kierownikiem pociągu, który przedni wagon transportowy zarezerwował sobie na prywatne biuro, ruszyliśmy do ostatniego wagonu, który po brzegi wypełniony był już rowerami. Razem z naszymi upchnęło się ich 9 sztuk. Ranek tego dnia był wyjątkowo chłodny, w Szczecinie ok. 4 stopni, jednak jadąc na południe dostrzegliśmy, że tam nawet przymrozek chwycił. Bystro świecące słońce szybko ogrzewało powietrze. Mogę powiedzieć, że już sama jazda pociągiem, ze względu na mijane krajobrazy, dostarczała wielu pozytywnych wrażeń. Co chwilę zza szyby można było wypatrzeć sarny, bażanty, żurawie. To była jednak tylko zapowiedź, tego co na nas czekało na szlaku rowerowym biegnącym wzdłuż koryta Odry.
Szczegółów trasy rowerowej nie będę opisywała, gdyż jak zwykle zrobił to Marek. Po raz pierwszy miałam okazję jechać odcinkiem szlaku Odra-Nysa od Kostrzyna do Schwedt. Chyba mogę powiedzieć, że wydaje mi się on jeszcze piękniejszy, niż ten wcześniej spenetrowany Schwedt-Mescherin. Nie wiem, może na tą ocenę miała wpływ pora roku i wszędzie pojawiająca się w różnych odcieniach zieleń, może większe i liczniejsze rozlewiska, pofalowane ukształtowanie terenu, choć sama ścieżka rowerowa biegła po płaskim terenie, a może niezliczone ilości ptaków i innych zwierząt, a być może zagłuszający ciszę i inne cywilizacyjne odgłosy śpiew ptaków. O kaczkach i łabędziach nawet nie ma co wspominać, bo one są wszędzie. Najbardziej zachwyciły mnie bociany, których było wiele. Od jakiegoś czasu stałam się fanką bocianów z Warszewa, a teraz miałam okazję nacieszyć się widokiem innych bocianów na żywo. Niektóre nawet nie były szczególnie płoche i wydawało się, że sprawia im przyjemność pozowanie Markowi do zdjęć. Szczególnie jedna para bardzo nas rozbawiła, która spacerowała sobie po naszej asfaltowej ścieżce. Udało nam się także wypatrzeć czarnego bociana. Niesamowity widok!!!! Nie pozwolił on jednak na zrobienie sobie fotki. W okolicach Kostrzyna pojawiło się kilka zajęczych rodzin, spotkaliśmy także sarnę, bażanty. Widzieliśmy również liczne pozostałości po działalności bobrów. Naszym celem było przejechanie tego odcinka szlaku, w miarę możliwości, po wale przeciwpowodziowym, dlatego też nie trzymaliśmy się wiernie szlaku Odra-Nysa. Kiedy oddalał się od brzegów Odry, my pozostawaliśmy przy wodzie, tym bardziej, że przez cały czas po albo obok wału prowadziła asfaltowa ścieżka. Jedyną niemiła niespodzianką był kilkukilometrowy odcinek przed Schwedt. Tu położone były nierówne płyty, które w pewnym momencie gwałtownie zakończyły się wyrwą z wodą. To pozostałość po zimie. Całe szczęście, że można było przeprowadzić rowery po nieco wyschniętych mokradłach. Ślady po nich zostały nam na bucikach, które lekko grzęzły w wilgotnej ziemi.
A w Schwedt czekał już na nas Paweł, który przyjechał od strony Szczecina. W dalszą drogę wyruszyliśmy w zwiększonej ekipie. Ten odcinek szlaku Odra-Nysa w porównaniu do poprzedniego wydał mi się dość ponurym, ale może wynikało to z powodu braku słońca, które coraz częściej chowało się za chmury. Nie dostrzegałam również takiego bogactwa ptaków, jak wcześniej.
Podsumowanie wycieczki – fantastyczna :))))) Dziękuję wszystkim za przemiłe towarzystwo i do zobaczenia wkrótce :)))))))))
Autorem zdjęć jest MAREK :))))))))

W3W

Twierdza Kostrzyn - widok na Bastion Król © Odysseus


Twierdza Kostrzyn - pozostałości zamku © Odysseus


Twierdza Kostrzyn - widok na Odrę © Odysseus


Twierdza Kostrzyn - widok na Odrę © Odysseus


Twierdza Kostrzyn - widok na Bramę Berlińską © Odysseus


Stary most kolejowy z Kostrzyna do Niemiec © Odysseus


Sierp i młot © Odysseus


Niedaleko Kostrzyna po niemieckiej stronie © Odysseus


W oddali panorama Czelina © Odysseus


Może trafi się jakaś żabka © Odysseus


Spacerujący sobie bocian © Odysseus


Bocian w locie © Odysseus


Oder-Neisse Radweg © Odysseus


Przeprawa promowa w Gozdowicach © Odysseus


I jeszcze jeden bocian © Odysseus


Zollbrücke © Odysseus


Nieczynny most kolejowy Wriezen - Siekierki © Odysseus


Nieczynny most kolejowy Wriezen - Siekierki © Odysseus


Pozostałości po mrocznych czasach © Odysseus


Widok na polską stronę © Odysseus


Droga z płyt do Schwedt © Odysseus


Dane wyjazdu:
101.55 km 0.00 km teren
05:09 h 19.72 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:rumak

Rugia po japońsku

Sobota, 26 marca 2011 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 5

Rugia zawsze była dla mnie miejscem magicznym. Już w szkole podstawowej zaczytywałam się powieściami historycznymi z czasów średniowiecza i próbowałam wyobrazić sobie tamtejsze krajobrazy. Te wspomnienia są bardzo nieostre, bo dość odległe. Wówczas nie pomyślałam nawet, że kiedyś się tam pojawię. O mały włos stałoby się to już kilka lat temu,gdyż wracając z Bornholmu planowałam wsiąść na prom do Sassnitz i rowerem przejechać odcinek do Stralsundu. Ale niestety nie zarezerwowałam wcześniej biletu i przyszło mi wracać do domu przez Świnoujście.
Choć pomysł na wycieczkę na Rugię dojrzewał tak długo (w zeszłym roku nabyliśmy z Odysseusem już mapę ze szlakami), ostateczna decyzja i same przygotowania do wyjazdu potoczyły się błyskawicznie. A wszystko przez, a może bardziej dzięki Dornfeldowi, który ochoczo podjął wątek wycieczki w tym kierunku i stało się.
Wycieczka jednodniowa, a może bardziej siedmiogodzinna (bo tyle mieliśmy czasu na samą jazdę rowerową po wyspie). Miałam świadomość, że to tylko zaostrzy mój apetyt na kolejną, tym razem nieco dłuższą wyprawę na Rugię. Mimo tej świadomości byłam strasznie zachłanna na zobaczenie możliwie jak najwięcej. I tak też się stało, a to dzięki towarzyszom (Odysseusowi, Misiaczowi i Monterowi61), w których również odezwała się natura japońskiego podróżnika. Powyższej presji nie uległ jedynie Dornfeld, który od samego początku zakładał, że chce zbadać Rugię systematycznie, jak rasowy przewodnik i turysta. W związku z powyższym po przyjeździe do Sassnitz nasza wycieczka podzieliła się na dwie części, liczniejsza grupa ruszyła na północ, zaś Dornfeld wybrał kierunek południowy.
Kolejnych etapów podróży rowerowej nie będę opisywała, bo zrobili to szczegółowo Marek i Paweł :)
Jako podsumowanie napiszę, że Rugia oczarowała mnie swoim krajobrazem – pofalowanym ukształtowaniem terenu, malowniczym klifowym wybrzeżem, kolorowymi domami krytymi strzechami, ścieżkami rowerowymi, magiczną przystanią rybacką, w której zatrzymał się czas, licznymi punktami widokowymi... Jak na tak krótką wycieczkę zobaczyłam sporo, ale jeszcze większy jest we mnie niedosyt, że zostawiłam za sobą jeszcze tyle uroczych zakątków, w które nie dotarłam. Chociaż może to i lepiej, bo z jeszcze większą przyjemnością powrócę tu na dłużej. Niech się tylko zrobi troszkę cieplej :))



W4NE


Tarazs widokowy w Sassnitz © Odysseus


Zejście do podnóża skały kredowej Königstuhl © Odysseus


Plaża w Glowe © Odysseus


Pole kempingowe w Drewoldke © Odysseus


Narada w Drewoldke © Odysseus


Przewodnik Misiacz © Odysseus


Grobowiec megalityczny w Nobbin © Odysseus


Droga do Kap Arkona © Odysseus


Koń z Rugii © Odysseus


Vitt - osada rybacka © Odysseus


Osada rybacka Vitt © Odysseus


Prawie u celu © Odysseus


Kap Arkona © Odysseus


Krzysiek ładuje akumulatory © Odysseus


Spyckerscher See © Odysseus


Zameczek w Lietzow © Odysseus


<lt;
Kategoria z BS, wycieczki, Rugia


Dane wyjazdu:
90.03 km 0.00 km teren
04:24 h 20.46 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:rumak

Rajd ze szczecińskimi BS-wcami i nie tylko

Sobota, 5 marca 2011 · dodano: 05.03.2011 | Komentarze 7

Dzisiaj to ja nic nie napiszę :) No może tylko to - bardzo udana wycieczka w doborowym towarzystwie, tylko wiatr mnie sponiewierał.

Dzisiaj to ja raczej też nic nie napiszę. Powstało już tyle świetnych opisów naszej wycieczki :))) Bardzo wszystkim dziękuję za wspólnie spędzony czas :)))



Athena na rowerze © athenaszczecin
Kategoria z BS, wycieczki